Speszjal rozdział for Jenny-chan
* ♡ *
Biegła jak najszybciej mogła. Mijała budynki, domy. Przebiegała przez czyjeś podwórka by jak najszybciej się tam znaleźć.
Nie przeszkadzał jej deszcz, który zaczął padać. Zgrabnie przeskakiwała kałuże.
Wskoczyła na dość niski kosz na śmieci a potem na mur. Rozejrzała się po okolicy.
W końcu dostrzegła to czego szukała. Wielki biały dom, ogrodzony wysokim żywopłotem. Doskonale czuła jej zapach.
Pobiegła wzdłuż muru zeskakując na jego końcu. Wylądowała na podwórku naprzeciwko tego domu.
Spokojnym
już krokiem podeszła bliżej. Wciągnęła powietrza. Tak. To był jej
zapach. Tak dobrze jej znany i wszędzie rozpoznawalny.
Jej nozdrza poruszyły się. Poczuła lekkie mrowienie na plecach.
-Już czas. To ta chwila. - Powiedziała sama do siebie.
Z
pleców zdjęła rzecz, z którą tak długo się oswajała. Przyłożyła lufę do
nosa i wyczuła subtelny zapach prochu strzelniczego. Naładowała
karabin.
Przez ten jeden dźwięk, poczuła jak traci grunt pod nogami.
Wielkie, czarne skrzydła ze świstem rozłożyły się w powietrzu. Kilka piór spadło na trawnik.
Ponownie stanęła na nogach i spokojnym krokiem szła w kierunku domu.
Ciągle patrząc przed siebie, minęła wejście na podjazd. Weszła na werandę przed domem. Lewą dłonią dotknęła framugi drzwi.
Cofnęła
się o kilka kroków i obróciła się o 90 stopni. Wymachnęła nogą i
kopnęła w drzwi, które z wielkim hukiem rozsypały się a korytarzu.
Domownicy szybko wstali z łóżek i skierowali się do miejsca hałasu.
Pierwszy znalazł się tam jeden z lokajów.
-Przykro mi. Numerze jeden. - Powiedziała delikatnie uśmiechając się.
Wycelowała w jego stronę i oddała strzał. Trafiła w serce. Śmierć na miejscu. Przeładowała.
Na dźwięk wystrzału zerwała się z łóżka. Nie wiedziała co się dzieje. Pobiegła do szafy i ubrała się w pierwszą lepszą rzecz.
Do jej pokoju wbiegł jedna z pokojówek - Annie. Kazała jej szybko spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać. Zrobiła tak jak chciała. Słyszała w jej głosie strach i lęk. Nie przeciwstawiała się. Annie wyjęła jedna dużą torbę i pakowała ubrania i kilka koców. A ona szukała w zakamarkach swojego pokoju różnych kosztowności, które mogłaby sprzedać. Ale tylko na jednej rzeczy jej zależało. Na naszyjniku z błękitnym kryształem.
Co chwilę zadawała sobie to pytanie. Z każdą chwilą, z każdym strzałem jest coraz mniej czasu.
Ponownie przeładowała.
-Żegnaj. Numerze dwudziesty.
Oddała strzał między oczy. Mężczyzna padł na ziemię. Wszystkie osoby leżały martwe. Na razie nikt nie przybiegał, więc miała nadzieje, że to koniec.
Ostrożnie stąpała między ciałami.
W między czasie zablokowała spust. Wyciągnęła pusty magazynek i włożyła tam nowy, w pełni naładowany, który wyciągnęła z szerokiego paska swobodnie opinającego jej biodra. Na nim było jeszcze kilkadziesiąt magazynków i bomb. Tak, na wszelki wypadek.
Ominęła wszystkich i obróciła się do nich. Dotknęła ręką miejsca nad jej czołem. Wyczuła wianek z kwiatów, które w przeciwieństwie do jej czarnego stroju, były we wszystkich kolorach znanych ludzkości.
Zdjęła wianek i po kolei urywała kwiaty. W wianku brakowało dwudziestu. Miała je na dłoniach. Uniosła ręce na wysokości jej twarzy, a potem wypuściła powietrze tak, że wszystkie kwiaty wyleciały z jej dłoni. Jeden kwiat wylądował na sercu każdej zabitej osoby. Gdy wszystkie kwiaty znalazły swojego właściciela, zaświeciły się.
Tylko ona widziała jak ich dusze unoszą się ponad ciała. Obróciły się w jej stronę, uśmiechnęły się jakby jej wybaczając i znikły, rozpływając się w powietrzu.
Wbiegła schodami na górę. Mijała pokoje ale każdy który znajdował się za jej plecami, to nie był ten, którego szukała.
Ostatnie drzwi na końcu korytarza to były te których szukała. Jej skrzydła stały się większe pod wpływem rosnącej adrenaliny. Uniosła nogę i kopnęła ją w drzwi.
Widziała ją jak stała w oknie. Za nią stała jedna pokojówka z wielką torbą.
Annie wypchnęła dziewczynę za okno i rzuciła za nią torbę. Obróciła się w jej stronę i rozłożyła ręce tak jakby chciała bronić dziewczynę. Wiedziała że jej nie pokona, ale dawało to dziewczynie kilka chwil, które mogły uratować jej życie.
-A więc służba, zawsze będzie chronić swego pana. Nawet za cenę śmierci... - Zaczęła robiąc kilka kroków w jej stronę. - Prawda Annie ?
-Masz rację. Poprzysięgliśmy jej bronić do końca życia.
-Oh proszę Cię Annie. Mów mi po imieniu. Tak jak za dawnych lat. - Zaśmiała się.
Wyrwała jeden kwiat z jej wianka. Kwiat w kolorze białym. W kolorze niewinności i oddania.
-Ja... Nie mogę... Tego zrobić... Przykro mi...
-No cóż jak wolisz... - Przeładowała karabin. - Jakieś ostatnie życzenie, Annie ?
Milczała. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiedziała, że to koniec.
-Do zobaczenia. Numerze dwudziesty pierwszy.
Nacisnęła spust. Kula trafiła ją w klatkę piersiową.
-Bądź dla niej łagodna... Proszę... Jenny... - Wypowiedziała ostatnie słowa.
Annie upadła na ziemie. Leżała z otwartymi oczami. Jenny podeszła do niej i prawą dłonią zamknęła jej oczy. Ucałowała ją w czoło i wstała. Pamiętała te dni jak były sobie bliskie. A potem nastały te dni.
Jenny dmuchnęła w kwiat, który miała w lewej dłoni. Wylądował na jej sercu. Cały rytuał się powtórzył.
Annie pojawiła się przed nią i popatrzała błagalnym wzrokiem. Poruszyła ustami jakby mówiąc: "Proszę" po czym znikła.
Jenny podeszła do okna. Widziała ją. Głęboko w lesie, biegła przed siebie potykając się o własne nogi i korzenie.
Spojrzała w prawo. Jej nozdrza poruszyły się. On tam był.
-Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Będę czekać w punkcie E. - Powiedziała cicho.
Wiedziała że ją usłyszy. Zawsze ją słyszał.
Spojrzała na Annie. Była wobec niej bardzo lojalna. Nie wiedziała dlaczego. Jak ona mogła ? Jak oni mogli ?
Stanęła na parapecie. Wyskoczyła przez okno. Rozłożyła skrzydła by nie zaliczyć twardego lądowania na ziemi. Delikatnie stanęła na ziemi. Popatrzała w przestrzeń po czym ruszyła przed siebie.
Skrzydła schowała by nie zwracać na siebie uwagi. Weszła do lasu. W oddali słyszała syreny wozów policyjnych i helikoptera.
Obróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła się. Zdążyła w samą porę. Spojrzała przed siebie i poszła w stronę tego miejsca, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć.
Na zawsze.
-Przykro mi. Numerze jeden. - Powiedziała delikatnie uśmiechając się.
Wycelowała w jego stronę i oddała strzał. Trafiła w serce. Śmierć na miejscu. Przeładowała.
* * *
Do jej pokoju wbiegł jedna z pokojówek - Annie. Kazała jej szybko spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać. Zrobiła tak jak chciała. Słyszała w jej głosie strach i lęk. Nie przeciwstawiała się. Annie wyjęła jedna dużą torbę i pakowała ubrania i kilka koców. A ona szukała w zakamarkach swojego pokoju różnych kosztowności, które mogłaby sprzedać. Ale tylko na jednej rzeczy jej zależało. Na naszyjniku z błękitnym kryształem.
* * *
Zauważyła
kolejne osoby zbierające się w holu. Strzelała do każdej, która stanęła
jej na drodze. Przy każdym wystrzale liczyła. Numer jeden. Dwa. Trzy.
Dziwiła
się, że może być aż tyle służby w jej domu. Jak tak dalej pójdzie to
będzie miała problem, bo mogą się zebrać policjanci i antyterroryści
zanim skończy swoją misję.
Czekała aż on się pojawi. Będzie jej łatwiej. Tylko ile jeszcze będzie musiała na niego czekać ?Co chwilę zadawała sobie to pytanie. Z każdą chwilą, z każdym strzałem jest coraz mniej czasu.
Ponownie przeładowała.
-Żegnaj. Numerze dwudziesty.
Oddała strzał między oczy. Mężczyzna padł na ziemię. Wszystkie osoby leżały martwe. Na razie nikt nie przybiegał, więc miała nadzieje, że to koniec.
Ostrożnie stąpała między ciałami.
W między czasie zablokowała spust. Wyciągnęła pusty magazynek i włożyła tam nowy, w pełni naładowany, który wyciągnęła z szerokiego paska swobodnie opinającego jej biodra. Na nim było jeszcze kilkadziesiąt magazynków i bomb. Tak, na wszelki wypadek.
Ominęła wszystkich i obróciła się do nich. Dotknęła ręką miejsca nad jej czołem. Wyczuła wianek z kwiatów, które w przeciwieństwie do jej czarnego stroju, były we wszystkich kolorach znanych ludzkości.
Zdjęła wianek i po kolei urywała kwiaty. W wianku brakowało dwudziestu. Miała je na dłoniach. Uniosła ręce na wysokości jej twarzy, a potem wypuściła powietrze tak, że wszystkie kwiaty wyleciały z jej dłoni. Jeden kwiat wylądował na sercu każdej zabitej osoby. Gdy wszystkie kwiaty znalazły swojego właściciela, zaświeciły się.
Tylko ona widziała jak ich dusze unoszą się ponad ciała. Obróciły się w jej stronę, uśmiechnęły się jakby jej wybaczając i znikły, rozpływając się w powietrzu.
Wbiegła schodami na górę. Mijała pokoje ale każdy który znajdował się za jej plecami, to nie był ten, którego szukała.
Ostatnie drzwi na końcu korytarza to były te których szukała. Jej skrzydła stały się większe pod wpływem rosnącej adrenaliny. Uniosła nogę i kopnęła ją w drzwi.
Widziała ją jak stała w oknie. Za nią stała jedna pokojówka z wielką torbą.
Annie wypchnęła dziewczynę za okno i rzuciła za nią torbę. Obróciła się w jej stronę i rozłożyła ręce tak jakby chciała bronić dziewczynę. Wiedziała że jej nie pokona, ale dawało to dziewczynie kilka chwil, które mogły uratować jej życie.
-A więc służba, zawsze będzie chronić swego pana. Nawet za cenę śmierci... - Zaczęła robiąc kilka kroków w jej stronę. - Prawda Annie ?
-Masz rację. Poprzysięgliśmy jej bronić do końca życia.
-Oh proszę Cię Annie. Mów mi po imieniu. Tak jak za dawnych lat. - Zaśmiała się.
Wyrwała jeden kwiat z jej wianka. Kwiat w kolorze białym. W kolorze niewinności i oddania.
-Ja... Nie mogę... Tego zrobić... Przykro mi...
-No cóż jak wolisz... - Przeładowała karabin. - Jakieś ostatnie życzenie, Annie ?
Milczała. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiedziała, że to koniec.
-Do zobaczenia. Numerze dwudziesty pierwszy.
Nacisnęła spust. Kula trafiła ją w klatkę piersiową.
-Bądź dla niej łagodna... Proszę... Jenny... - Wypowiedziała ostatnie słowa.
Annie upadła na ziemie. Leżała z otwartymi oczami. Jenny podeszła do niej i prawą dłonią zamknęła jej oczy. Ucałowała ją w czoło i wstała. Pamiętała te dni jak były sobie bliskie. A potem nastały te dni.
Jenny dmuchnęła w kwiat, który miała w lewej dłoni. Wylądował na jej sercu. Cały rytuał się powtórzył.
Annie pojawiła się przed nią i popatrzała błagalnym wzrokiem. Poruszyła ustami jakby mówiąc: "Proszę" po czym znikła.
Jenny podeszła do okna. Widziała ją. Głęboko w lesie, biegła przed siebie potykając się o własne nogi i korzenie.
Spojrzała w prawo. Jej nozdrza poruszyły się. On tam był.
-Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Będę czekać w punkcie E. - Powiedziała cicho.
Wiedziała że ją usłyszy. Zawsze ją słyszał.
Spojrzała na Annie. Była wobec niej bardzo lojalna. Nie wiedziała dlaczego. Jak ona mogła ? Jak oni mogli ?
Stanęła na parapecie. Wyskoczyła przez okno. Rozłożyła skrzydła by nie zaliczyć twardego lądowania na ziemi. Delikatnie stanęła na ziemi. Popatrzała w przestrzeń po czym ruszyła przed siebie.
Skrzydła schowała by nie zwracać na siebie uwagi. Weszła do lasu. W oddali słyszała syreny wozów policyjnych i helikoptera.
Obróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła się. Zdążyła w samą porę. Spojrzała przed siebie i poszła w stronę tego miejsca, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć.
Na zawsze.
- AAAAAAAAAAAAAAAA! Jest nowy rozdział i specjal!
OdpowiedzUsuń- Właśnie muszę jeszcze przeczytać rozdział!
- Właściwie to ja nawet nie zauważyłam tego nowego rozdziału, więc przepraszam, że nie skomentowałam!
- Ta dziewczyna jest chora i nareszcie może usiąść do laptopa!
- Bardzo fajny, ale widzę, że są tutaj pewne momenty z filmu, nieprawdaż? Ale fajnie się to czyta.
- Tak, masz lekkie pióro i dzięki temu cudownie się czyta twoje rozdziały.
- Jenny ... muszę przyznać, że ma ciekawy charakter! I jej skrzydła?
- Czyżby była Aniołem Zemsty albo Aniołem Śmierci?
- Ciekawy specjal i mam nadzieję, że niedługo pojawi się część druga!
- A ten on?
- Kto to jest? Mam tyle pytań, jestem strasznie ciekawa? Ma numer 22?
- Pisz szybko!
- Pozdrawiam!
Waaaaaa~!
OdpowiedzUsuńDziękuje ci dziękuje! *skacze po łóżku ze szczęście*
DA.Z buta wjeżdżam ^_^
Rozdział piękny ,wszystko tak genialnie opisałaś.
To niemoze się nie podobać kobito.
YEY !Mam broń ! Biegam,zabijam sobie ludzi xD
Laxus: Weź lepiej to odłóż...*zabiera pistolet i kładzie na podłodze*
Ej! Jesteś nie fair.:<
Ale to z tymi płatkami kwiatów przepiękne...
Jak to sobie wyobraziłam to przecudownie musiało wyglądać.
Taki tajemnicze to wszystko. I dlatego nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :3
Pisz szybko !!
Tak w ogol eto przepraszam że tak późno komentuje ;_;
Ale ten właśnie to był tam ze mną i mi pomagał zabić PAM ? o:
Laxus: Ja.
Ty?!
Laxus:Ja.
Yey ,jak fajnie. *wskakuje mu na barana* A teraz uciekamy.
Laxus: Gdzie niby?
Na spacerek :3
W jakiejś fajne miejsce :D
To my...uciekamy~! *macha na pożegnanie z uśmiechem*
Pozdrawiam i życzę weny kochana!
~Redfox