sobota, 1 czerwca 2013

Jakby goniła go śmierć...

Biegła jak najszybciej mogła. Torba, którą miała zarzuconą na plecy, wydawała jej się coraz cięższa. Stanęła. Rozluźniła dłonie i ramię torby wysunęło jej się z rąk. Usłyszała cichy huk za sobą.
Kucnęła i zaczęła wyrzucać wszystko z torby. Wzięła ze sobą dużo nie potrzebnych rzeczy. Nie sądziła, że będzie musiała je zostawić. Ponownie spakowała tylko jeden koc, ciepłą bluzę, zapałki, które i tak by nie zrobiły różnicy w ciężarze torby ale mogły być pomocne, kilka pierścionków i bransoletek.
Na szyje założyła naszyjnik z błękitnym kryształem. Szafir, który był bardzo cenny nie tylko pod względem ceny, ale znaczenia. Dzięki niemu ON przeżył. Tylko ona nie wiedziała gdzie teraz jest.
Zapięła zamek torby i tak jak wcześniej zarzuciła ją na ramię. Teraz była o wiele lżejsza.
Po chwilowym postoju ruszyła dalej. Obejrzała się za siebie i spojrzała na jej rzeczy zostawione na środku drogi. Przeklęła cicho. No nic. Odwróciła głowę i zaczęła biec.

* * *

On już tam był. Czekał na nie.
Podszedł bliżej krawędzi wielkiego klifu. Wtedy wiatr nasilił się. Jego włosy, które były średniej długości zafalowały za nim. Były jeszcze blond. Wciągu dnia ciągle miały ten kolor. Ten, który przypominał mu o tym kim był, co się stało i teraz kim on się stał.
Gdy wiatr ustał, przeczesał je ręką i ułożyły się tak samo idealnie jak przed tym gdy wiatr wprawił je w ruch.
Popatrzał w niebo. Słońce już zachodziło. W końcu nadejdzie ten moment. Czuł to.

* * *

Jenny szła spokojnie. W oddali było słychać jeszcze syreny policyjne, ale stawały się coraz cichsze. W końcu ucichły.
Jenny zastanawiała się dlaczego Annie mówiła, żeby była dla niej łagodna. Przecież to wszystko stało się przez tamtą dziewczynę. Nie mogła tego pojąć. Dlaczego wszyscy się odwrócili od rodziny i zaczęli służyć tej, tej, tej... Nie mogła znaleźć słów by to opisać. 
Pam... Tak bardzo nienawidziła tego imienia tak bardzo jak nienawidziła jej właścicielki...
Przez nagły napływ wściekłości i agresji, wzrósł jej poziom adrenaliny. Jej skrzydła dotychczas schowane, rozłożyły się i stały się jeszcze większe.
Łzy napłynęły jej do oczu. Dzisiaj miała go pierwszy raz spotkać. Od tak dłuższego czasu. Greg...
Była ciekawa jak bardzo się zmienił...
Pamiętała jak odchodził.

Wsiadł do wagonu, nawet się nie odwracając. Widziała, że płakał tak samo jak ona, ale starał się to ukryć. W końcu zniknął za zakrętem. Usłyszała gwizdek oznaczając odjazd pociągu.
Jej płacz coraz bardziej się nasilał.
Pociąg ruszył. On odjechał. A ona miała wrażenie, jakby goniła go śmierć
Kucnęła, chowając twarz w dłoniach. Ostatkiem sił popatrzała w tamtą stronę. Pociąg był daleko. Ledwo widoczny. Nawet nie zauważyła kiedy przejechał taką odległość.
Była tam przez jakiś czas. Zaczęło padać. Krople deszczu mieszały się z jej łzami, które spadały na posadzkę peronu.

Teraz starała się być silna. Otarła łzy i korzystając z tego, że jej skrzydła są rozłożone, uniosła się najpierw kilka centymetrów a potem nad korony drzew.
To był zdecydowanie szybszy sposób, ale zarazem niebezpieczniejszy. Ktoś mógł ją zauważyć, ale nie dbała o to. Odgarnęła włosy z twarzy i zaczęła lecieć w stronę wyznaczonego miejsca.

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 8.

Frank otworzył drzwi do kawiarni "Blue Lips" przed Kate. Ta uśmiechnęła się, kiwnęła lekko głową i weszła do środka. Pomieszczenie było starannie urządzone. Było widać rękę kobiety.
Jasno błękitne ściany idealnie komponowały się z granatowymi zasłonami, które wisiały od samego sufity aż do podłogi. Na niektórych ścianach wysiały obrazy na których przeważały kolor jasnoróżowy i turkusowy.
Stoliki były okrągłe w kolorze brunatnym. Na każdym z nich był mały wazonik ze świeżymi kwiatami.
Frank pomógł zdjąć płaszcz Kate. Powiesił go na wieszaku i podszedł do Kate. Razem wybrali stolik pod oknem w rogu kawiarni. Przez szybę widać było główną ulicę.
Na stoliku przy którym usiedli były niebieskie stokrotki. Kate tak bardzo uwielbiała te kwiatki.
Gdy była dzieckiem razem z rodzicami jeździła na wieś w każde wakacje. Tam było dużo pól i łąk. Była za mała by pomagać, więc chodziła na polany i zbierały kwiaty. Robiła z nich wianki i bukiety.
Kiedyś doszła do nie znajomej jej polany. Wokół niej był las a na samym środku rosły tylko i wyłącznie niebieskie stokrotki. Potem nigdy już nie znalazła tego miejsca. Do tej pory miała ususzone kilka kwiatów.
-Jest tu pięknie. - Rzekła gdy wybrali dla siebie po kawałku ciastka i kawie.
-Chciałem Cię zabrać w najładniejsze miejsce jakie znam. - Uśmiechnął się do niej. - Wiedziałem, że lubisz kolor niebieski, więc gdy Cię zaprosiłem chciałem, żeby to było idealne miejsce dla nas dwojga.
-Masz rację. Jest idealne.
Kate wyciągnęła jednego kwiatka z wazonu. Zauważyła, że na jego płatkach jest biedronka. Wyciągnęła dłoń i biedronka weszła na jej palec.
-Wiesz... - Zaczęła cały czas wpatrując się w maleńkie zwierzę.
Kate obróciła dłoń gdy biedronka zaczęła dreptać wokół jej palców.
- Podobno błękitny to najsmutniejszy kolor.
Uniosła rękę lekko do góry i zwierzę odleciało.
-I myślę, że to prawda...
Frank popatrzał na nią zdumiony ale po chwili uśmiechnął się.
-To kolor łez prawda ? - Zapytał.
-Tak. - Kate uśmiechnęła się do niego.
Rękę, na której przed chwilą znajdowała się biedronka, położyła na blacie. Frank chwycił ją, wplątując palce w jej dłoń.
Przesiedzieli tak kilka godzin. Wciąż trzymając się ręce. Rozmawiali o różnych rzeczach. Mniej i bardziej ważnych.
Gdy zrobiło się ciemno Frank zaproponował Kate, że ją odprowadzi.
-Na pewno to nie będzie dla Ciebie kłopot ?
-Dla Ciebie ? Nigdy. Po za tym nigdy nie pozwoliłbym wracać Ci samej jak jest tak ciemno na zewnątrz. Martwiłbym się o Ciebie. - Powiedział Frank mocniej przytulając do siebie Kate.
-Dziękuje Ci. - Powiedziała dmuchając ciepłym powietrzem w wewnętrzną stronę jej dłoni.
-Za co ?
-Za to że jesteś tu ze mną. Za to że byłeś ze mną w tej kawiarni. Za to że siedzisz obok mnie na zajęciach biologii. Za to że jesteś.
Frank i Kate doszli do jej domu. Stanęli przed jej drzwiami ale Kate nie wchodziła do domu. Stanęli naprzeciwko siebie. Frank był nieco wyższy od Kate, więc ona spojrzała do góry.
-Nie musisz za to dziękować bo wtedy ja też bym musiał dziękować, że to ty stoisz tutaj naprzeciwko mnie.
Frank pocałował ją w czoło. Kate uśmiechnęła się. Stanęła na palcach by być na równi z jego twarzą i pocałowała go. Frank położył dłonie na jej biodrach a Kate zarzuciła ręce na jego szyje. Stali tak przez chwile (wymieniając się śliną- FU > <). W końcu Kate cofnęła się do tyłu. Uśmiechnęła się do niego i na pożegnanie pocałowała w policzek. Frank uśmiechnął się do niej i gdy tylko zamknęła drzwi odwrócił się i zaczął iść w stronę domu. Był bardzo zadowolony z tego spotkania. Przez całą drogę szedł z uśmiechem na twarzy.

* * *

-Nie... - Jęknęła. - Tylko nie horror. Błagam.
-Nie. Wcześniej oglądaliśmy jakieś romansidło, które wybrałaś.
-Ale ja się boje... Joe...
-Możesz się do mnie przytulić. A gdy coś będzie chciało Cię zaatakować to Cię obronie. - Powiedział i pocałował Grace w czoło.
Ta położyła się obok niego kładąc głowę na jego ramieniu. Ten ją objął i rzucił monetą tak by nacisnęła przycisk "Play" na odtwarzaczu i film zaczął się odtwarzać.
Film był stary, taśma zniszczona a obraz czarno-biały.
Wraz z rozwojem akcji, Grace coraz bardziej tuliła się do Joe i ukrywała twarz w jego klatce piersiowej. Zacisnęła dłoń, którą położyła na jego barku, tak że gdy Joe wziął ją i wplótł w nią palce, to na jego koszuli pozostało zagniecenie.
Gdy Grace w końcu zasnęła, Joe wyłączył film tak samo jak go włączył i wtulając się bardziej w dziewczynę, usnął.

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 7.

Charlie spał na ławce. Gdyby ktoś dobrze by się wsłuchał to usłyszałby jego równy oddech.  Wciąż leżał na ławce opierając głowę na rękach. Był odwrócony w stronę Rose. Nauczyciel udawał że go nie widzi jak śpi. Był on tak samo zmęczony i prawie usypiał, ale wciąż się wybudzał co chwile sprawdzając stan klasy.
Rose nie czytała już książki. Schowała ją do torby dawno temu. Jej dotychczasową czynnością było opieranie głowy o lewą rękę i patrzenie na Charliego. Sama się sobie dziwiła. Nie wiedziała czemu, ale jak Pam zaczepiła ją przy szafce i ostrzegła ją przed nim, zaczęła się bardziej interesować jego osobą.
Zastanawiała się czemu ktoś taki jak może być z Pam.
Rose spojrzała na zegarek. Jeszcze 20 minut. Oparła się o prawą ręką i spojrzała w okno. Wiatr z każdą chwilą stawał się coraz mocniejszy. Przez to, okno w klasie otwarło się, obijając się kilka razy o ścianę. Nauczyciel wstał i podszedł do niego. Trzasnął nim i szybko przekręcił klamką by okno zamknęło się.
Przez moment poczuła powiew wytworzony przez okno. Poczuła zapach deszczu. Była ciekawa czy ma parasolkę w szafce. I chyba znowu będzie musiała się nie źle namęczyć żeby otworzyć drzwiczki. Zastanawiała się jaką pójść drogą by jak najszybciej dojść do domu.
Popatrzała jeszcze chwilę na boisko i odwróciła w stronę Charliego. Zobaczyła, że patrzy na nią. Gdy zobaczył, że ona robi to samo uśmiechnął się.
Rose odwdzięczyła się uśmiechem a ona ruchem ręki pokazał na czoło. Rose dotknęła dłonią czoła i poczuła kosmyk luźno opadający na jej twarz. Odgarnęła go, zastanawiając się jak mogła go nie zauważyć. Charlie zaśmiał się. Wyciągnął rękę w jej stronę i ten sam kosmyk założył jej za ucho.
Rose zarumieniła się, a on tyko uśmiechnął się łagodnie.
A jej bardzo podobał się ten uśmiech. Nie wiedziała dlaczego.
Kilka dni temu mogła bo go minąć na korytarzu nawet nie podnosząc wzroku a teraz mogłaby godzinami patrzeć na jego uśmiech.
Uśmiech przy którym odsłaniał rząd białych zębów, jednocześnie tajemniczy i równie przyciągający.
Tak samo jak oczy.
A on myślał tak samo o oczach Rose. Dwa błękitne oceany, które zasłaniała długą grzywką.
Rose nie wiedziała co zrobić więc pierwsza odwróciła wzrok. Patrzała w jeden punkt na ścianie przed nią. Nie mogła zrozumieć co się właśnie stało.
Przyłożyła prawą dłoń do piersi na wysokości serca i objęła nadgarstek lewą ręką. Serce dudniło jej i przy każdej sekundzie zwalniało przywracając jego pracę do normalnego tempa.
-Już koniec waszej kary. Możecie się zbierać do domów. - Zarządził nauczyciel, patrząc na zegarek.
Rose w jednej chwili ocknęła się z chwilowego zatrzymania jakichkolwiek czynności i mocno chwyciła torbę.
Szybkim krokiem przeszła obok ławek oraz biurka nauczyciela i wyszła z sali.
Przyspieszyła kroku. Dotarła do szafki i podnosząc lekko trzęsącą się rękę chwyciła pokrętło. Przekręciła go parę razy i pociągnęła drzwiczki. Spojrzała do środka i wyciągnęła fioletową parasolkę. Trzasnęła drzwiczkami i ruszyła w kierunku wyjścia.
Minęła główną szkolną bramę, gdy zaczęło kropić.
Rose rozłożyła parasol i przyspieszyła kroku. Wbiegła do parku i mijając ludzi, uniosła parasol nad głowę. Stanęła dopiero w centralnej części parku, przy wielkim drzewie. Przykucnęła przy nim. Przyciągnęła kolana do klatki piersiowej.
Nie wiedziała co ma teraz zrobić. Do domu iść nie mogła, bo nie miała płaszcza i mogłaby się przeziębić. Kucała więc pod tym drzewem i zaczęła odtwarzać sobie cały dzień. Jak wstała, jadła śniadanie, szła do szkoły, dwie pierwsze lekcje.
Przypomniała sobie kawałek sztuki Hamleta, który dzisiaj przerabiała na lekcji sztuki przed przerwą na lunch.
"Biada podrzędnym istotą, gdy wchodzą
Pomiędzy ostrza potężnych szermierzy. "
Zastanawiała się jak można by było się z tym odnieść do prawdziwego życia.
Popatrzała przed siebie i ujrzała postać w ciemnym płaszczu z czarnym parasolem nad głową. Dostrzegła coś w rękach tej osoby. Rozpoznała swój szary płaszcz, który zostawiła w szkole. Wybiegła tylko z parasolką.
Wstała i podeszła bliżej. Wpatrywała się w tajemniczą osobę. Nie mogła jej rozpoznać.
-Dziękuje. - Powiedziała chwytając płaszcz.

* * *

Charlie wziął plecak na ramię. Stanął przed oknem. Zauważył jak Rose wybiegła ze szkoły. Chciał za nią pobiec, ale jednak ktoś go uprzedził.
Przez chwilę biegł, a przed samym parkiem zwolnił kroku.
Potem Chralie nie mógł go dostrzec przez korony drzew, które zasłaniały ścieżkę, gdy patrzało się z drugiego piętra. Poszedł przez klasę i wyszedł na korytarz.

* * *
Widziała jak za nią biegł. Może w końcu Rose odczepi się od Charliego jeżeli on z nią porozmawia.
Pam opierała się o drzwi.
Rose minęła ją jak wybiegała. On też. Wyprostowała się i weszła w głąb szkoły.
Podeszła do szafki i otworzyła ją. Zaczęła przeglądać jej zawartość. Wzięła z niej kilka zeszytów i włożyła do torby. Była nieco zdenerwowana przez Charliego i tą Rose. Wiedziała że Charlie ma za miękkie serce i każdy mógł to wykorzystać.
Trzasnęła drzwiczkami. Oparła się plecami o rząd szafek. Zaczęła myśleć o projekcie. Wiedziała, że nie mogła się z nikim zamienić. Nawet gdyby mogła nikt by raczej nie chciał.
Znała go od kilku lat. Nie to, że żałowała tej znajomości ale gdyby nie to, co kiedyś się stało...
Stare dzieje. Starała się zapomnieć, ale było coś przez co nie mogła tego zrobić.
Dotknęła dłonią swoją klatkę piersiową. Przez bluzkę wyczuła bliznę której tak bardzo się wstydziła...
Pionowa blizna która miała nie więcej niż 10 centymetrów, zaczynała się na wysokości piersi i kończyła przed pępkiem. Mogła bez problemów nosić bluzki i sweterki w dekoltem w "serek".
Po chwili odeszła od szafek i skierowała się w stronę wyjścia.

wtorek, 19 marca 2013

Stając naprzeciwko śmierci...

Speszjal rozdział for Jenny-chan

* ♡ *
Biegła jak najszybciej mogła. Mijała budynki, domy. Przebiegała przez czyjeś podwórka by jak najszybciej się tam znaleźć.
Nie przeszkadzał jej deszcz, który zaczął padać. Zgrabnie przeskakiwała kałuże. 
Wskoczyła na dość niski kosz na śmieci a potem na mur. Rozejrzała się po okolicy.
W końcu dostrzegła to czego szukała. Wielki biały dom, ogrodzony wysokim żywopłotem. Doskonale czuła jej zapach.
Pobiegła wzdłuż muru zeskakując na jego końcu. Wylądowała na podwórku naprzeciwko tego domu.
Spokojnym już krokiem podeszła bliżej. Wciągnęła powietrza. Tak. To był jej zapach. Tak dobrze jej znany i wszędzie rozpoznawalny. 
Jej nozdrza poruszyły się. Poczuła lekkie mrowienie na plecach. 
-Już czas. To ta chwila. - Powiedziała sama do siebie.
Z pleców zdjęła rzecz, z którą tak długo się oswajała. Przyłożyła lufę do nosa i wyczuła subtelny zapach prochu strzelniczego. Naładowała karabin.
Przez ten jeden dźwięk, poczuła jak traci grunt pod nogami. 
Wielkie, czarne skrzydła ze świstem rozłożyły się w powietrzu. Kilka piór spadło na trawnik.
Ponownie stanęła na nogach i spokojnym krokiem szła w kierunku domu. 
Ciągle patrząc przed siebie, minęła wejście na podjazd. Weszła na werandę przed domem. Lewą dłonią dotknęła framugi drzwi. 
Cofnęła się o kilka kroków i obróciła się o 90 stopni. Wymachnęła nogą i kopnęła w drzwi, które z wielkim hukiem rozsypały się a korytarzu. 
Domownicy szybko wstali z łóżek i skierowali się do miejsca hałasu. 
Pierwszy znalazł się tam jeden z lokajów.
-Przykro mi. Numerze jeden. - Powiedziała delikatnie uśmiechając się.
Wycelowała w jego stronę i oddała strzał. Trafiła w serce. Śmierć na miejscu. Przeładowała.

* * *

Na dźwięk wystrzału zerwała się z łóżka. Nie wiedziała co się dzieje. Pobiegła do szafy i ubrała się w pierwszą lepszą rzecz.
Do jej pokoju wbiegł jedna z pokojówek - Annie. Kazała jej szybko spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać. Zrobiła tak jak chciała. Słyszała w jej głosie strach i lęk. Nie przeciwstawiała się. Annie wyjęła jedna dużą torbę i pakowała ubrania i kilka koców. A ona szukała w zakamarkach swojego pokoju różnych kosztowności, które mogłaby sprzedać. Ale tylko na jednej rzeczy jej zależało. Na naszyjniku z błękitnym kryształem.

* * *

Zauważyła kolejne osoby zbierające się w holu. Strzelała do każdej, która stanęła jej na drodze. Przy każdym wystrzale liczyła. Numer jeden. Dwa. Trzy. 
Dziwiła się, że może być aż tyle służby w jej domu. Jak tak dalej pójdzie to będzie miała problem, bo mogą się zebrać policjanci i antyterroryści zanim skończy swoją misję.
Czekała aż on się pojawi. Będzie jej łatwiej. Tylko ile jeszcze będzie musiała na niego czekać ?
Co chwilę zadawała sobie to pytanie. Z każdą chwilą, z każdym strzałem jest coraz mniej czasu.
Ponownie przeładowała.
-Żegnaj. Numerze dwudziesty.
Oddała strzał między oczy. Mężczyzna padł na ziemię. Wszystkie osoby leżały martwe. Na razie nikt nie przybiegał, więc miała nadzieje, że to koniec.
Ostrożnie stąpała między ciałami.
W między czasie zablokowała spust. Wyciągnęła pusty magazynek i włożyła tam nowy, w pełni naładowany, który wyciągnęła z szerokiego paska swobodnie opinającego jej biodra. Na nim było jeszcze kilkadziesiąt magazynków i bomb. Tak, na wszelki wypadek.
Ominęła wszystkich i obróciła się do nich. Dotknęła ręką miejsca nad jej czołem. Wyczuła wianek z kwiatów, które w przeciwieństwie do jej czarnego stroju, były we wszystkich kolorach znanych ludzkości.
Zdjęła wianek i po kolei urywała kwiaty. W wianku brakowało dwudziestu. Miała je na dłoniach. Uniosła ręce na wysokości jej twarzy, a potem wypuściła powietrze tak, że wszystkie kwiaty wyleciały z jej dłoni. Jeden kwiat wylądował na sercu każdej zabitej osoby. Gdy wszystkie kwiaty znalazły swojego właściciela, zaświeciły się.
Tylko ona widziała jak ich dusze unoszą się ponad ciała. Obróciły się w jej stronę, uśmiechnęły się jakby jej wybaczając i znikły, rozpływając się w powietrzu.
Wbiegła schodami na górę. Mijała pokoje ale każdy który znajdował się za jej plecami, to nie był ten, którego szukała.
Ostatnie drzwi na końcu korytarza to były te których szukała. Jej skrzydła stały się większe pod wpływem rosnącej adrenaliny. Uniosła nogę i kopnęła ją w drzwi.
Widziała ją jak stała w oknie. Za nią stała jedna pokojówka z wielką torbą.
Annie wypchnęła dziewczynę za okno i rzuciła za nią torbę. Obróciła się w jej stronę i rozłożyła ręce tak jakby chciała bronić dziewczynę. Wiedziała że jej nie pokona, ale dawało to dziewczynie kilka chwil, które mogły uratować jej życie.
-A więc służba, zawsze będzie chronić swego pana. Nawet za cenę śmierci... - Zaczęła robiąc kilka kroków w jej stronę. - Prawda Annie ?
-Masz rację. Poprzysięgliśmy jej bronić do końca życia.
-Oh proszę Cię Annie. Mów mi po imieniu. Tak jak za dawnych lat. - Zaśmiała się.
Wyrwała jeden kwiat z jej wianka. Kwiat w kolorze białym. W kolorze niewinności i oddania.
-Ja... Nie mogę... Tego zrobić... Przykro mi...
-No cóż jak wolisz... - Przeładowała karabin. - Jakieś ostatnie życzenie, Annie ?
Milczała. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiedziała, że to koniec.
-Do zobaczenia. Numerze dwudziesty pierwszy.
Nacisnęła spust. Kula trafiła ją w klatkę piersiową.
-Bądź dla niej łagodna... Proszę... Jenny... - Wypowiedziała ostatnie słowa.
 Annie upadła na ziemie. Leżała z otwartymi oczami. Jenny podeszła do niej i prawą dłonią zamknęła jej oczy. Ucałowała ją w czoło i wstała. Pamiętała te dni jak były sobie bliskie. A potem nastały te dni.
Jenny dmuchnęła w kwiat, który miała w lewej dłoni. Wylądował na jej sercu. Cały rytuał się powtórzył.
Annie pojawiła się przed nią i popatrzała błagalnym wzrokiem. Poruszyła ustami jakby mówiąc: "Proszę" po czym znikła.
Jenny podeszła do okna. Widziała ją. Głęboko w lesie, biegła przed siebie potykając się o własne nogi i korzenie.
Spojrzała w prawo. Jej nozdrza poruszyły się. On tam był.
-Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Będę czekać w punkcie E. - Powiedziała cicho.
Wiedziała że ją usłyszy. Zawsze ją słyszał.
Spojrzała na Annie. Była wobec niej bardzo lojalna. Nie wiedziała dlaczego. Jak ona mogła ? Jak oni mogli ?
Stanęła na parapecie. Wyskoczyła przez okno. Rozłożyła skrzydła by nie zaliczyć twardego lądowania na ziemi. Delikatnie stanęła na ziemi. Popatrzała w przestrzeń po czym ruszyła przed siebie.
Skrzydła schowała by nie zwracać na siebie uwagi. Weszła do lasu. W oddali słyszała syreny wozów policyjnych i helikoptera.
Obróciła się w tamtą stronę i uśmiechnęła się. Zdążyła w samą porę. Spojrzała przed siebie i poszła w stronę tego miejsca, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć.
Na zawsze.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 6.

Rose dogoniła Kate w południowym skrzydle.
-Kate... - Powiedziała nieco zasapana. - Gdzie tak pędzisz ?
-Gonie za swoim szczęściem. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Ty też powinnaś. - Powiedziała odgarniając jej kosmyk włosów z czoła.
-Szczęściem ? - Wysapała.
Kathleen uśmiechnęła się i pokazała palcem w stronę wyjścia. Tam stał Frank.
Rose zgięła się w pół. Gdy się wyprostowała przeciągnęła się i ziewnęła.
-Oh Rose. Jak będziesz zachowywać się jak chłopak to nigdy nie znajdziesz faceta. Raczej chłopcy nie lubią umawiać się z kimś kto zachowuje się jak on.
Rose spojrzała na siebie.
-Wyglądam całkiem normalnie.
-No właśnie w tym tkwi problem. Powinnaś się ubierać bardziej ekstrawagancko.
Po tym zdaniu Kate obróciła się niczym baletnica a jej spódnica uformowała się w kształt kwitnącego kwiatu.
-Jak to mówią: "The Power of Love".
-Idź sobie goń to swoje szczęście. Idę zanieść swoje rzeczy do szafki i idę na egzekucje dobrze miniętego popołudnia...
Kate uśmiechnęła się, że nie musi siedzieć w kozie tylko idzie na "randkę" z Frankiem.
-Powodzenia na randce. - Powiedziała Rose i poszła w drugą stronę.
-Nawzajem. - Krzyknęła za nią gdy odchodziła.
Rose tylko odwróciła się i pokazała jej znak ręką który oznaczał ostrzeżenie.
Kate pokiwała głową i pobiegła w stronę Franka.
-Gotowa ? - Spytał.
-Jasne. - Odpowiedziała i uśmiechnęła się.

* * *
 
Rose doszła do szafki i bardzo powoli zaczęła przekręcać pokrętło, mając nadzieje, że otworzy drzwiczki za pierwszym razem.
Udało jej się więc odetchnęła z ulgą. Schowała tam parę książek bo jej torba była lekko ciężka. Wzięła też książkę, którą zawsze czytała gdy musiała zostać po zajęciach.
Zamknęła szafkę i zobaczyła Pam przed jej twarzą. Schowała się za drzwiczkami i zauważyła ją dopiero gdy je zamknęła. Nieco się przestraszyła ale nie dała po sobie tego poznać.
-Czego chcesz ? - Zapytała jak najmilej mogła.
-Chce Cię tylko ostrzec. 
-Mnie ? Przed czym ? 
-Przed Charliem. Uważaj. On jest mój i jeżeli coś zrobisz i ja się o tym dowiem to będziesz mieć niemałe problemy. 
Nawet w ustach tak zadufanej w sobie dziewczyny mogło zabrzmieć to groźnie. Rose starała się nie dać podejść Pam.
-A jeżeli się nie dowiesz ? - Zakpiła.
-Dowiem się. 
Pam wyminęła Rose lekko szturchając ją w ramię.
Rose pokręciła głową i odeszła w przeciwną stronę by dojść do sali gdzie będzie odbywać karę.

* * *

Gdy minie ostatnia lekcja, wraz z ostatnim dzwonkiem zaczyna się koza dla tych co zostali do niej wysłani. Uczniowie mieli 10 minut na dotarcie do klasy w której się odbywała. 
Rose bardzo dobrze znała tą salę. Sala była wiekowa jak ta pani Brown. Pożółkniałe ściany, stare regały, szafy, biurko. Okna nie domykały się. W klasie unosił się lekki zapach stęchlizny. Nikt nigdy nie wiedział czemu i nikt wolał nie wnikać.
Rose pochodziła jeszcze chwilę po korytarzach i weszła do toalety. Oparła się o umywalkę i spojrzała w lustro. Nigdy nie uważała, że jest jakaś szczególnie piękna, ale że brzydka to też nie.
Może powinna posłuchać rady Kate i stać się bardziej kobiecą.
Kosmyk włosów ponownie oparł się o jej czoło. Rose postanowiła rozpuścić swoje włosy. Przeczesała je ręką. Znowu popatrzała w lustro i pomyślała że na dobry początek to wystarczy. Zrobiła kilka kroków w tył. Ponownie przeczesała włosy ręką i wyszła z toalety.

* * *

Rose weszła do sali spóźniona kilka minut. Przed ostatni dzwonek zabrzmiał dosłownie wtedy kiedy wyszła z toalety. Nie biegła ale szła szybkim krokiem. Nie chciała być bardzo spóźniona.
-No, no, no. Witamy panno... - Zaczął nauczyciel gdy ją zobaczył.
Rose wyjęła kartkę, która dostała od nauczyciela matematyki i położyła ją na biurku.
-Panno Rogers. Cóż za niespotykane imię... - Odparł wczytując się w kartkę. - Rozmaryn... (Rosemary znaczy rozmaryn.).
-Tak proszę pana.
-No cóż. Siadaj panno Rogers.
Rose usiadła w czwartej ławce pod oknem z dala od reszty klasy. Spojrzała na blat ławki. Były na niej rysunki i kilka podpisów uczniów, którzy najwyraźniej nudzili się na lekcjach.
Rozejrzała się po sali. Było w niej kilku uczniów. Zero dziewczyn. Rose przeklęła w duszy. Sama wśród facetów.
Ponownie popatrzała po klasie i coś ją zdziwiło. Nie dostrzegła Charliego. Odetchnęła z ulgą, ale wiedziała że on się jeszcze zjawi.
Wyciągnęła książkę i otworzyła stronę z zakładką.
Do klasy wszedł Charlie. Najwyraźniej biegł bo dyszał.
-I jeszcze jedna zagubiona sarenka w stadzie... Prawda panie Darrow. Cóż to się stało, że się spóźniłeś ? - Powiedział ze specjalnym sarkazmem nauczyciel.
-Trener zatrzymał mnie na korytarzu. Chciał o czymś ze mną porozmawiać, proszę pana.
-No dobrze, siądź już.
Charlie usiadł obok Rose. Tak samo jak w klasie matematycznej. Rose spojrzała tylko na niego i z powrotem spojrzała do książki. Miała nikłą nadzieje że nie zrobi nic głupiego przez co i ona będzie mieć kłopot.
Charlie wyrwał kartkę z jednego ze swoich zeszytów. Wyjął długopis, który udało mu się odzyskać od Pam. Napisał coś na kartce, starannie złożył i szybkim ruchem rzucił na ławkę Rose.
Rose odgięła kartkę. Było na niej napisane:
"Masz chęć spotkać się w kawiarni ''Without Gravity'' jutro o 17, by zacząć ten projekt ?"
Rose wyjęła swój długopis z kieszeni torby. Odpisała krótkim "Tak" i podała karteczkę Charliemu. Charlie ponownie coś na niej napisał, podał ją Rose. Po chwili położył ręce na ławce a na nich głowę. Rose po raz drugi odgięła kartkę. Po przeczytaniu, zgięła ją i wsadziła na sam koniec swojej książki.
Rose jeszcze raz powtórzyła sobie w głowie jedno zdanie które widniało na kartce:
"Czekając, na kogoś nawet bardzo długo,
Jeżeli jest dla nas ważny,
Czas wydaje się być tylko chwilą"

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 5.

Rose i Kate weszły do klasy kilka minut przed dzwonkiem. Klasa nauczycielki Brown zawsze była otwarta. Nie było tam nic co można byłoby ukraść.
W klasie znajdowały się stare i całkowicie popisane, pojedyncze ławki, kilka starych regałów na których znajdowały się grube książki, pod którymi półki chciały się złamać i szafa zamknięta na wielką kłódkę.
Ściany były niebieskie, ale sala była malowana tak dawno, że farba nieco pożółkniała i zaczynała w niektórych miejscach odchodzić.
Nad podwójną tablicą wisiały różne pomoce naukowe. Między innymi Piramida Zdrowego Odżywiania.
W klasie było kilka osób. Dwie dziewczyny siedziały na parapecie, a naprzeciw nich dwóch chłopców, którzy siedzieli na ławkach. Rozmawiali o listopadowym balu i chłopcy zaprosili dziewczyny. Od razu się zgodziły.
Rose od razu popatrzała na towarzyszkę, bo ona i Grace miały już pary na bal. Przynajmniej Kate miała bardzo duże szanse na zaproszenia ze strony Franka. Chociaż mógł już to zrobić.
-Kate... - Zaczęła.
-Tak ?
-Frank zaprosił Cię już na bal ? - Spytała prosto z mostu.
Kate, która piła sok pomarańczowy momentalnie wypluła wszystko co miała w buzi.
-Że co ? Jak mogłaś zadać takie pytanie ? - Spytała lekko zdenerwowana.
-No o co Ci chodzi ? Myślałam, że Cię zaprosił, bo przez większość osób jesteście uważani za parę.
-Jeszcze nie. - Kate trochę posmutniała. - Ale dzisiaj idziemy po szkole na kawę ! - Uśmiechnęła się.
-Szczęściara... Ja po szkole jestem w kozie... Zgadnij z kim ?
-Hm... No nie wiem. Z kim ? Z kim ? - Dopytywała się Kate i przeskakiwała z nogi na nogę.
-Charlie Darrow.
-Rose ! To ty jesteś szczęściarą ! Najładniejszy chłopak ze szkoły będzie z tobą, być może sam na sam, w jednej klasie.
-Na pewno... Matka powiedziała, że jeszcze raz wyląduje na dywaniku u Dyrektora, to mnie chyba zabiję...
Rose miała bardzo wymagającą rodzicielkę. Dbała o jej wygląd i maniery, których nie pokazywała w szkole, ale tylko w domu, by jej mama była z niej choć odrobinę dumna. Lecz zawsze miała wrażenie, że nie jest tą jej wymarzoną córką.
-Ale ty idziesz tylko do kozy. - Przerwała jej przemyślenia. - Możesz jej powiedzieć, że wyciągnęłam Cię do kawiarni, żebyś mi wytłumaczyła fizykę.
-W sumie to nie taki zły pomysł. Pierwszy raz masz jakiś plan. Jestem z Ciebie dumna, kobietko !
-Ej... - Kate udała obrażoną. - Na pewno nie pierwszy raz.
Rose uśmiechnęła się i objęła ją ramieniem.
-Tak czy siak jestem z Ciebie dumna.
Rose z Kate siadły obok siebie w trzecim poziomym rzędzie. Gdy usiadły porozmawiały chwile, zadzwonił dzwonek. Wtedy wszedł Charlie z Pam.
Kate szturchnęła Rose.
-Ej, patrz. Twój kochanek przyszedł.
Rose popatrzała po klasie ze zrezygnowaniem. Wtedy zobaczyła Charlie'go.
-No świetnie. Ale co on tu robi. Wcześniej go tu nie było. - Szepnęła do Kate.
-Ja też nie wiem. Ale ostatnio kilkunastu osobom zmienił się plan. Może jemu też.
-Chyba masz rację. - Westchnęła ze zrezygnowaniem Rose. - Ale jak mi znowu narobi kłopotów to mu skopię ten tyłek.
-Bardzo seksowny tyłek... - Uśmiechnęła się Kate ze zgryźliwej uwagi.
-Frank też ma. - Powiedziała stanowczo Rose.
-Ale nie aż tak.
Kate przygryzła wargi.
Wtedy weszła pani Brown. Najprawdopodobniej była już przed pięćdziesiątką. Miała lekko posiwiałe włosy i zmarszczki na twarzy. Ubrana była w białą, bawełnianą  koszulę, którą miała wciśniętą w plisowane spodnie.
-No dobrze wszyscy. Zaczynamy lekcję. - Zaczęła ze spokojem. - Kilka dni temu dowiedziałam się od dyrektora, że każdy nauczyciel musi zrobić z jedną swoją grupą projekt. Ale, że wszystkie moje grupy są takie sobie, losowo wybrałam waszą.
Na słowo "projekt" wszyscy obecni w klasie wydali z siebie jednoznaczny ryk, który miałą oznaczać, że nie za bardzo im się to podoba.
-Chociaż chyba za niedługo będę tego żałować. - Powiedziała niby do siebie ale tak głośno aby wszyscy usłyszeli.
Teraz uczniowie zaczęli między sobą szeptać.
-Tak, więc. Jednym z projektów, który mnie zaciekawił był stworzony z myślą o pierwszoklasistach. W tym projekcie ja dobieram wam w pary, które muszą zrobić prezentację o swoim partnerze. Macie na to 3 tygodnie. Potem co lekcję będzie się prezentować kolejna para.
W tym momencie wszyscy w klasie zaczęli rozmawiać o tym projekcie. Nie którzy jeszcze jęczeli, że takie sposób zajęć jest do bani.
-No dobrze już. - Pani Brown zaczęła stukać długopisem o biurko. - Więc wybierając pary, zacznę od pierwszej osoby w dzienniku i dobierać ją będę z kimś losowym i potem tak kolejne osoby.
Nikt nie wiedział z kim zostanie dobrany do pary. Kate miała nadzieje, że zostanie wybrana z Rose i będą razem.
-Zaczynając od początku... - Pani Brown zaczęła szukać w swoim notesie zakładki z obecną grupą. - Adams. - Wyczytała pierwsze nazwisko. - Będzie z... Russell. Bale z Scottfield. Costner z Williams. Darrow... - Na chwilę przystopowała. - Będzie z...
Pam Morrison zacisnęła palce. Bardzo chciała być z Charliem.
-Z Rogers.
Rosemary podniosła głowę, która położyła na ławce chwilę po tym, gdy pani Brown weszła do sali.
Spojrzała na Kate pytającym wzrokiem.
-Umm... Wiesz. Będziesz robiła ten projekt z Charliem...
-Żartujesz, prawda ? - Spytała dosyć głośno.
-Niestety nie. - Powiedziała Pam z tyłu klasy.
-Tak. No to przejdźmy dalej. - Zakończyła to małe zamieszanie pani Brown.
-Elliott...
Kathleen podniosła wyżej głowę gdy usłyszała swoje nazwisko.
-Będzie z Tarver.
Spojrzała do tyłu i zaczęła się rozglądać. Zauważyła swoją koleżankę ze szkoły podstawowej. Ucieszyła się bo nie musiała być z kimś kogo nie lubiła. Pomachała do niej i uśmiechnęła się szeroko.
-Masz szczęście. Przyznaj to w końcu. - Powiedziała Rose.
-No może trochę...
Pani Brown doszła do litery "G".
-Greenwell będzie z... Morrison.
Pam zakryła twarz w dłoniach. Mogła być z każdym. Tylko nie z nim.
Nauczycielka dalej łączyła osoby w pary. Gdy skończyła, zaczęła ponownie tłumaczyć, ale teraz dokładniej zasady projektu.
-Musicie jak najwięcej dowiedzieć się o swoim partnerze. Może to być ulubiony kolor, rodzeństwo czy nawet imię psa. Na następnej lekcji przedstawię jedną prezentację na której będziecie mogli się wzorować. Na dziś dziękuję i życzę miłego dnia.
Po tych słowach zadzwonił dzwonek.
Pani Brown za długo pracowała w tej szkole aby nie wiedzieć jak skończyć lekcję by ostatnie jej zdanie było chwilę przed dzwonkiem.
Rose pakowała swoje rzeczy. Kate stała przed wejściem bo zdążyła się spakować i nie chciała być dłużej w tej zapyziałej klasie.
Obok niej przeszła Pam lekko szturchając ją ramieniem. Jakoś się tym nie przejęła.
Za nią szedł Charlie.
-Do zobaczenia po szkole. - Powiedział do niej gdy znalazł się obok.
Rose spojrzała w górę. Zauważyła Charliego przy tablicy, który pomachał do niej. Rose tylko podniosła rękę do góry i lekko poruszyła dłonią.
Potem Charlie znikł za drzwiami.
Rose spakowała resztę rzeczy i wybiegła z sali za Kate.

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 4.

Rose znalazła się przy szafce. Trochę dyszała bo przeszła tylko kawałek korytarza. Resztę przebiegła. Wyciągnęła ręce. Zaczęła przekręcać pokrętło. Nieco trzęsły się jej ręce. Nie wiedziała czy z nerwów czy przez to że przebiegła ponad pół szkoły.
Uderzyła w szafkę gdy po raz kolejny nie udało jej się otworzyć. Wyprostowała ręce i dłonie oparła o szafki. Odetchnęła głęboko dla uspokojenia.
Powoli chwyciła pokrętło i zaczęła je spokojnie przekręcać. Chwytając za uchwyt szybko otworzyła drzwiczki i spojrzała na ich wewnętrzną stronę. Było tam średniej wielkości lusterko. W odbiciu miała bardzo zaczerwienione policzki. Próbowała sobie wytłumaczyć że ma je przez to, że biegała. Oparła się o szafki i osunęła się na nich powoli kucając.
Zastanawiała się jak mogła tak się ponieść emocjom. I to przez kogoś takiego jak Charlie.
Chwyciła torbę i po chwili grzebania w niej wyjęła czerwony notes. Otworzyła go na samym końcu i wyjęła z niego liścik. Powoli go odgięła.
Nawet nie zauważyła że obok niej znalazła się Kate.
-Czyżby to liścik miłosny, który wrzucił do szafki cichy wielbiciel ? - powiedziała i wyrwała jej kartkę.
-Kate ! - Powiedziała prawie przez zaciśnięte zęby Rose. - Oddawaj to !
-W lazurze jej oczu, bezdenny... - Nie dokończyła Kate. - Ej ! Nie skończyłam..
-Ja nie przeglądam twoich rzeczy !
-No cóż... - Zamyśliła się Kate. - W sumie racja...
Rose zgięła kartkę i wrzuciła ją między przypadkowe strony w notesie.
-A od kogo to ? - Spytała i zrobiła słodkie oczy.
-Co ?
-Ten liścik Rose. Od kogo dostałaś ?
-Od nikogo ! 
-To skąd to masz ? - Brnęła dalej Kate.
-A jak tam twoje sprawy z Frankiem ? - Zmieniła temat.
-Skąd wiesz ?
-Nie tylko ja wiem. - Uśmiechnęła się, zadowolona ze zmiany tematu Rose.
Kate chwilę się zastanawiała. Czyżby Frank się wygadał swojej paczce i ktoś rozpuścił plotkę.
-Kto jeszcze ? - Spytała.
-Chyba każdy. - Powiedziała Rose i wskazała na przechodzące obok dwie dziewczyny.
-Powodzenia. - Szepnęła jedna z nich.
Druga zaś ułożyła dłonie w serce. Potem obydwie zachichotały.
Rose zaśmiała się cicho pod nosem z chwilowej bezradności przyjaciółki. W międzyczasie schowała notes do torby.
-No chodź. - wyrwała Kate z zamyśleń. - Jeszcze Ci się ten móżdżek przegrzeje. Mamy razem Zajęcia Ogólnoobywatelskie.
-Już ? O nie... - Kate zrobiła smutną minę. - Nie lubię tej lekcji... Po co to w ogóle komuś ?
Rose zaśmiała się.
-No dobra nie marudź. Chodźmy już. Za chwilę dzwonek.

* * *

Pam stała przed lustrem w łazience. Poprawiała swoje długie blond włosy. Przeczesała je dłońmi. W końcu zdecydowała się na wysokie upięcie włosów w kucyk.
Z torebki wyjęła błyszczyk. Odkręciła go i posmarowała nim usta. Poprawiła swoją różową bluzkę i wyszła z toalety.
Naprzeciwko czekał na nią Charlie. Na jej widok uśmiechnął się.
-Skąd widziałeś że tu jestem ? - spytała Pam.
Na powitanie pocałowała go a ręce zarzuciła mu na szyję.
-Przed chwilą stała tu Meg.
Charlie położył dłonie na jej biodrach, a ona przeczesała dłońmi, jego włosy. Ponownie się pocałowali.
-Wiesz, że nie miałem długopisu i mogłem oblać kartkówkę, bo nie miałem czym pisać ? - Spytał.
-Naprawdę ?
-Tak. Musisz mi to jakoś wynagrodzić, wiesz ?
-Kawiarnia u Bob'a ?
-Jasne. - Uśmiechnął się zadowolony z sytuacji.
Wiedział, że to zaproponuje. Co kilka dni szli do tej kawiarni, nie tylko dlatego, że tam zaczęli ze sobą być. Miał sentyment do niej, bo tam działy się ważne rzeczy w jego życiu. Między innymi to, że dosyć często był tam ze swoimi rodzicami.
Charlie chwycił ją za rękę.
-Co teraz masz ? - Spytał.
-Ostatnio zmienili mi plan i z tego co pamiętam to Zajęcia Ogólnoobywatelskie.
-Ja też to mam. - Uśmiechnął się.
-To chodźmy. - Pocałowała go w policzek i pociągnęła go wgłąb korytarza.

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 3.

Kathleen zaraz po dzwonku weszła do sali biologicznej. Usiadła przy jednym z dalszych stanowisk. Chwilę po niej wszedł Frank. Wysoki blondyn o zielonych oczach, który był przyjacielem Charliego. Przeszedł obok biurka nauczyciela i dosiadł się do Kate.
Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo a Kate odwzajemniła uśmiech.
Obydwoje gdy się spotkali przypadli sobie do gustu. Frank po raz pierwszy zainteresował się nią kiedy profesor wypisywał na kartce karną pracę domową i karę dla Kate. Gdy nauczyciel go zobaczył, zrobił złowrogą minę i dał wypełnione kartki Kate i zaczął wypisywać kolejne dla Franka. Zaczął mu też robić wyrzuty, że ciągle się spóźnia. Frank spojrzał w stronę klasy i zauważył, że Kate patrzy się w jego stronę. Uśmiechnął się do niej a wtedy profesor zaczął mówić o złej młodzieży i braku szacunku dla starszych.
Frank gdy otrzymał kartki, poszedł w głąb sali.
Zauważył wolne miejsce obok Kate. Uśmiechnął się do niej ponownie i wtedy ona po raz pierwszy odwzajemniła uśmiech.
Teraz Frank podał do niej karteczkę. Kate starannie i jak najciszej mogła, zaczęła ją odginać. Zobaczyła na niej karykaturę nauczyciela.
Miał bardzo dużą głowę i bardzo zaakcentowany fakt, że jest łysy.
Kate zachichotała pod nosem. Profesor odwrócił się od tablicy i popatrzył w ich stronę. To miało być ostrzeżenie.
Dorysowała mu przepaskę na oko i wąsy.
Namalowała też charakterystyczne gwiazdki przy łysinie, które miały oznaczać odbijanie się słońca.
Podrzuciła kartkę Frankowi, który cicho się zaśmiał.
Profesor ponownie się odwrócił w ich stronę.
Frank dorysował rząd zębów. Na tyle kartki dopisał zaproszenie na wspólne wyjście na kawę. Podrzucił karteczkę do Kate. Ta otworzyła ją i zaraz po przeczytaniu krótkiej wiadomości uśmiechnęła się.
-Oczywiście. -dodała szeptem.
Profesor po raz kolejny odwrócił się.
-Jeszcze jedno słowo a zostaniecie po lekcjach. - powiedział stanowczo nauczyciel.
Kate wzięła kartkę i napisała na niej krótkie:
"Tak"
Podała ją Frankowi.
Frank widząc jej odpowiedź na kartkę momentalnie spojrzał w jej stronę.
Uśmiechała się uroczo do niego. Nie mógł odwrócić od niej wzorku. Gdy w końcu to zrobił napisał:
"Kiedy ?"
Kate przybliżyła się do niego, cicho przesuwając krzesło w jego stronę.
-Kiedykolwiek zechcesz. - szepnęła mu na ucho i lekko musnęła go wargami w policzek.

* * *

Grace czekała przed swoją szafką. Przerwa przed chwilą się zaczęła, ale była już nieco zniecierpliwiona.
Po chwili przybiegł Joe. Trochę dyszał, bo spieszył by być jak najszybciej przy Grace.
-Dużo się spóźniłem ? - spytał.
Grace spojrzała na zegarek.
-Chwilę. - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
-Czy możesz mi wybaczyć ?
-No nie wiem... - zaczęła udawać że się nad tym zastanawia. - Sam coś wymyśl panie Termington.
Joe uklęknął na kolana.
- Czy ty, Grace Sparks, wybaczysz mi, moją ogromną winę, jaką było moje spóźnienie się na spotkanie z Tobą ? - zapytał z ogromną powagą
-Masz jakieś argumenty potwierdzające Twoją prawdomówność panie Joe Termington ?
-Ależ oczywiście panno Sparks. Moją wierność i miłość ponad wszystko
-Dobrze. Wstań panie Termington. Ogłaszam wszem i wobec, że wybaczam Ci.
Joe wstał i stanął naprzeciwko niej. Przedramiona oparł o szafkę by być na równo z jej wzrostem.
-Dziękuje panno Sparks. - powiedział czule i pocałował ją w czoło.
-Możesz mi mówić panno Termington.
Grace uśmiechnęła się do niego. Joe zrobił to samo i pocałował ją. Grace ujęła jego twarz w dłonie. Po chwili Joe wyprostował i wziął Grace za ręce wciąż stojąc naprzeciwko niej.
-Więc panno Termington gdzie się wybieramy ? - spytał
-Panie Termington. - powiedziała z wyrachowywaniem Grace. - Prowadź.
Joe wypuścił jej prawą dłoń.
-Więc chodźmy na zewnątrz panno Termington.
Idąc, trzymając się za ręce, Grace z Joe skierowali się na zewnątrz.
Poszli w stronę małego skwerku. Znaleźli wolną ławkę i razem usiedli.
Joe zaczął opowiadać jak pani Knights - nauczycielce chemii - pomyliły się fiolki z cieczami i powstały wówczas roztwór wybuchł. Przez niezbyt duży pęd powietrza miała przekomiczną fryzurę, gdy wszystkie włosy, jak na żelu, były skierowane w tył.
Wszyscy obecni w klasie śmiali się i prawie pospadali z krzeseł. Pani Knights, próbując utrzymać swoją dumę w kawałku dała im pracę domową na dwie kartki.
Grace zaś opowiedziała jak na zajęciach z panem Broomerem, który był trenerem w ich szkole i uczył na zajęciach wychowania fizycznego, biegali i nauczyciel poganiając pozostałych, odwrócił się i potknął o coś.
Stracił równowagę i upadł prosto w wielką kałużę, która została po deszczu który padał zaledwie parę dni wcześniej. Cały ubłocony i wściekły, kazał biegać uczniom kolejne dwa okrążenia wokół ich szkoły.
Grace razem z Joe śmiali się. Po chwili zaczęło kropić. Joe wstał i podał rękę Grace.
Chwyciła ją i wstała. Ponownie chwytając się za rękę, zaczęli iść w stronę szkoły.

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 2.

Rose doszła do sali matematycznej. Chociaż lubiła matematykę i nie uczyła się jej, ciągle przysypiała na lekcjach.
Weszła do sali, przeszła obok tablicy i skierowała się między rzędy ławek. Usiadła w swojej pojedynczej ławce pod oknem. Oparła głowę na lewej ręce i spojrzała na dziedziniec.
Zauważyła Grace, która miała tam rozgrzewkę przed bieganiem. Związała swoje włosy w wysoki kucyk. Nawet wtedy wyglądała ślicznie.
Rosemary miała lekkie kompleksy z powodu swojego wyglądu. Miała ponad 170 centymetrów, gdy Grace tylko 162. W porównaniu do jej bladej cery, Rose miała brzoskwiniową skórę. To komponowało się z jej brązowymi włosami i niebieskimi oczami.
Ponownie wyrwano ją z przemyślenia, gdy nauczyciel wszedł do klasy i dość głośno zamknął drzwi.
Profesor zaczął liczyć osoby w klasie, gdy ktoś wszedł do sali.
-O! Jak dobrze. Akurat zdążyłeś. Brakowało mi jednej osoby. A teraz usiąć.
Koło tablicy i biurka nauczyciela przeszedł Charlie Darrow. Rose na jego widok zrobiła skwaszoną minę. Nie zbyt za nim przepadała. Nie trawiła takich osób jak on. Bogaci, którzy myśleli, że mogą wszystko i że wszystko im się należy.
Charlie rozejrzał się po klasie, szukając wolnego miejsca. Gdy znalazł to obok Rose, podszedł tam i bez słowa usiadł.
Wtedy Rose położyła ręce na blacie ławki i przyłożyła do nich głowę. Spojrzała na niego i zaczęła mu się bliżej przyglądać. Miał umięśnione ramiona. Ogólnie był dobrze zbudowany. Miał kremową cerę i brązowe włosy. Chwilę musiała się przypatrzeć by zauważyć, że ma bardzo błękitne oczy.
-No to jak mamy komplet to zacznijmy lekcję. - przerwał chwilową ciszę nauczyciel. - Tak na przypomnienie przed testem mała kartkóweczka z Algebry. Niech każdy przygotuje sobie przyrządy. Za chwilę jedna osoba rozda kartki. 
Rose wyjęła z piórnika długopis i ołówek.
Charlie zaczął szukać w torbie swojego długopisu. Wtedy przypomniał sobie, że zabrała mu go Pam przy lunchu. W myślach już obmyślał jakie jej zrobi wyrzuty i gdzie w ramach przeprosin pójdą na kawę.
-Ej. - szturchnął Rose. - Masz pożyczyć długopis ? Swój gdzieś zapodziałem...
Rose otworzyła prawe oko. Wciąż trzymała głowę na przedramionach. Chwyciła prawą ręką długopis i zatrzymała ją kilka centymetrów od jego dłoni.
-Oddasz ? - spytała podejrzliwie.
Charlie przez chwilę wpatrywał się w nią lekko zszokowany, ale po chwili uśmiechnął się.
-Jasne. Zaraz po lekcji.
Rose uniosła głowę by bliżej mu się przyjrzeć. Charlie trochę zaskoczony, że ktoś mu się tak przygląda, zrobił dziwną minę.
-Um... Czy coś... -zaczął, ale Rose mu przerwała.
Wskazała na swój policzek.
-Masz tu coś.
-Ah. Tu ? - zaczął pocierać kawałkiem koszulki swój policzek.
-Nie, bardziej tu po lewej. -wskazała jeszcze raz
-Czyli tu ?
-Nie. Daj rękę. - wyciągnęła swoją dłoń i chwyciła jego.
Wtedy spojrzała w jego oczy. On robił to już od dłuższego czasu. Wpatrzony w jej oczy, uśmiechnął się. Rose lekko zarumieniła się.
-Tu. -powiedziała gdy nakierowała jego dłoń na brudne miejsce.
Puściła jego rękę. Charlie przetarł wskazane miejsce.
-Już ? - spytał.
-Nie.
Rose zaśmiała się pod nosem.
-Oh. Czekaj...
Wyciągnęła swoją dłoń i dotknęła jego policzka. Poczuła lekki zarost. Charlie ciągle na nią spoglądał. Położył swoją dłoń na jej. Rose lekko się zarumieniła.
Skierowała swój wzrok z jego policzka, coraz wyżej, aż do oczu.
-No, koniec już tych amorów. - przerwał profesor.
Rose szybko wzięła swoją rękę.
-Możecie to dokończyć po lekcjach. Na przykład w kozie.
Rose wywróciła oczami i przeklęła w myślach Charliego i profesora. Nie miała ochoty spędzać kolejnego popołudnia w szkole.
Spojrzała na Charliego.
-Ale profesorze... - chciał się bronić.
-Koniec dyskusji ! - zakończył stanowczo nauczyciel.
Świetnie, pomyślała Rose. Nie dość, że musiała być w kozie, to jeszcze Charlie też.
Wtedy pomyślała dlaczego, tak bardzo podobał się Grace. To przez te oczy. Błękitne, które zwracają uwagę. To dlatego zapomniała, że go nie lubi.
-A teraz zaczynamy pisać. - powiedział nauczyciel i wskazał ucznia, który miał rozdać kartki.
Rose wzięła swój drugi długopis i zaczęła rozwiązywać zadania.
Szybko skończyła i odłożyła kartkę na brzeg ławki. Miała nadzieję na coś trudniejszego.
Charlie kilka razy spoglądał do jej rozwiązań. Rose jakoś nie przejęła się tym.
Oparła swoją głowę o lewą rękę i spojrzała przez okno. Grace i jej grupy już tam nie było. Popatrzała dalej, na niewielki skwerek. Drzewa zrzucały liście na jeszcze nieco zieloną trawę. Wiatr, który nie był zaskoczeniem o tej porze roku rozrzucał pożółkłe liście.
Rose była bardzo zaabsorbowana tym jak wiatr tańczy wokół liści, wprawiając je w ruch.
Po kilku minutach, nauczyciel zarządził koniec czasu. Ktoś zebrał kartki i po chwili profesor zaczął prowadzić lekcję.
Gdy zadzwonił dzwonek, dopiero się ocknęła. Pakowała swoje rzeczy to torby, gdy zauważyła karteczkę obok długopisu, który pożyczył od niej Charlie. Na jej wierzchu widniał napis:
" Od C.D "
Wzięła ją w dłoń i spojrzała na miejsce obok. Już go tam nie było.
Otworzyła starannie zagiętą kartkę. Było tam tylko jedno zdanie:
"W lazurze jej oczu bezdennym,
utonąłem,
jak głaz,
w fale ciśnięty"
Rose była zszokowana tym liścikiem. Szybko zagięła kartkę, wzdłuż linii, w tej samej kolejności jak je odgięła. Otworzyła czerwony notes i schowała kartkę za zakładką.
Spakowała zeszyt i zamknęła torbę. Założyła ją na prawe ramię. Podeszła do nauczyciela i wzięła od niego kartkę rozmiarów czeku, z wypisanym jej nazwiskiem, datą i numerem sali, w której będzie się odbyła kara.
Szybko wyszła z sali i poszła wzdłuż korytarza, w stronę jej szafki.

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 1.

Jesień, 1975. Londyn.

-I co ja założę ? -westchnęła Rosemary.
-Rose... - wspomniała Grace. - Jest jeszcze miesiąc...
-Tak wiem ale...
Rosemary położyła głowę na rękach, które przylgnęły do stołu w szkolnej stołówce. Jeszcze raz westchnęła ze zrezygnowaniem.
Bal maskowy odbywał się co roku w listopadzie. Na razie był październik i było jeszcze dużo czasu, lecz Rose już zastanawiała się co założy.
W tym roku zaczynał się jej pierwszy rok w Liceum Richmond. Było to jedno ze starszych szkół w Londynie. Znajdowało się w pobliżu wielkiego parku, który zaczął zmieniać wystrój z zielonego na lekko pomarańczowy dywan z liści.
-Rose. Rose. Rose !
Rosemary wyrwana z zamyślenia przez Kate, szybko podniosła głowę, gdy jej przyjaciółka coraz głośniej wymawiała jej imię, przy okazjonalnym lekkim uderzeniem w głowę.
-Co jest...
Kathleen wskazała palcem na wejście do stołówki.
-Patrz.
Rose odwróciła się. Przez tłum, który rozstępował się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, spostrzegła dość znajomą i popularną twarz.
- Charlie Darrow... - powiedziała cicho pod nosem, po czym prychnęła ze złością i powróciła do poprzedniej pozycji.
-Jaki on przystojny... - westchnęła Grace.
Gdy Charlie i jego znajomi z nim na czele przeszli i napięcie opadło, wszyscy powrócili do swoich spraw i rozmów.
-Grace. -pstryknęła palcami przed jej twarzą Kate. - Przypominam, że masz Joe.
-Wiem, ale to nie znaczy, że nie mogę popatrzeć.
Grace była z Joe od jakiegoś czasu. Tworzyli niesamowitą parę. Obydwoje byli duszami artystycznymi. Ona - wspaniała malarka. Tworzyła przepiękne obrazy. On - muzyk. Jak grał na swojej gitarze wszyscy, którzy słuchali jego gry, byli wpatrzenie w niego jak w obrazek.
Grace była drobną blondynką o niebieskich oczach, a on czarnookim brunetem.
-O! O wilku mowa. - powiedziała i poszła w stronę nadchodzącego Joe. Pocałowali się na powitanie.
Potem chwytając się za ręce, usiedli razem przy stoliku.
Grace zaczęła jeść, a Joe podkradał jej lunch.
Rose tylko lekko odchyliła głowę i otworzyła prawe oko, po czym je zamknęła.
-Jak ja was nienawidzę. - powiedziała niby do siebie, ale na tyle głośno by usłyszeli.
-Jeszcze sobie kogoś znajdziesz. Szybciej niż myślisz. - odpowiedziała na dogryzanie Rose.
Rose po chwili znowu spojrzała na nich, a gdy patrząca na nią Grace to zobaczyła, pocałowała Joe.
-Fuuuuj... - powiedziała i szybko schowała głowę.
Wszyscy przy stoliku się zaśmiali.
Po chwili zabrzmiał dzwonek oznaczający koniec przerwy na lunch.
-Zobaczymy się później - powiedziała Kate gdy wstała.
Rose lekko ociągając się zrobiła to samo.
-Jasne - westchnęła.
Chwyciła torbę i założyła ją na ramię. Ziewnęła, przeciągnęła się i poszła w stronę wyjścia.
Grace pożegnała się z Joe i poszli w różne kierunki do dwóch różnych wyjść.

Powitanie ♡

Hejoooo. jestem Maru-chan i od dziś zacznie tu blogować ^^
Od jakiegoś czasu się do tego zbieram i proszę: Oto mój własny blog :3
Chociaż z j.polskiego jestem i lewa i ledwo udało mi się wyciągnąć ocenę na 4 to mam nadzieję, że wam się spodoba :3
Za wszelakie błędy z góry przepraszam ><
No to... Zostaję tylko ja i nie zmierzone zasoby mojej wyobraźni... Więc długo to nie potrwa ><
A teraz pozdowionka i za niedługo wstawię mojego pierwszego posta ^^
Mary